Fotografik, przyrodnik, podróżnik…
Człowiek rodzi się, poszwęda się trochę przez życie, trochę się napatrzy, trochę się nasłucha i wszystko to zacznie go lepić, urabiać na obraz i podobieństwo tego, co go najbardziej i najgłębiej dotyka… I z tego wszystkiego nadchodzi moment, gdy wszystko wydaje się już zupełnie oczywiste. Jakby ktoś przygotował nam wszystkie odpowiedzi na wszystkie pytania. I wręczył je nam w ładnej, nienachalnej kopercie, klepnął przyjaźnie po plecach i musnął ucho przyjemnym szeptem: „W drogę! Wiesz już wszystko, co powinieneś wiedzieć. Idź i nie oglądaj się za siebie.” I choć trudno orzec, bo naocznych świadków tego zdarzenia nie znamy, czy był to palec Boży, klasyczna iluminacja, czy po prostu przeznaczenie – stało się. Paweł fotografuje. Od lat już kilkudziesięciu z okładem.
Fotografowanie, to „przedstawianie” emocji, tajemnicy, niedopowiedzeń. Z całą odpowiedzialnością za twierdzenie, wszak temat, dla fotografii nie ma znaczenia…
Chcę być przewodnikiem do miejsc często niedostępnych w różnym tego słowa znaczeniu. Dlaczego to robię ? Hmm.. nie jestem pewny. Prawdopodobnie to za sprawą inwencji twórczej, która nieustanie ewoluuje, jest wrażliwa i nie poddaje się zdrowemu rozsądkowi. Nieustannie wypatruje jakiegoś „porządku świat”
I Paweł szuka tej prawdy. Świtem nad zmarzniętą na śmierć taflą wody. W śladach lisa w śniegu. W chlupocie bagna pod nogami, gdy zmysły żurawi jeszcze uśpione. W prześwitującym chlorofilu bukowych liści. W chacie rybaka w mandżurskiej, zimowej pustce. W spotkaniu ze starą, oroczeńską kobietą. W zdziwionym spojrzeniu jelenia. Podczas śniadania z Mrożkiem. W tułaczce po Indiach, bo przecież tylko droga jest celem. W sylwetce Jego Wysokości Bielka podrywającego się do lotu. W wietrze, który różanym świtem dociska do ziemi pożółkłe trawy. Wszędzie tam, gdzie akurat jest, gdzie tworzy się obraz przefiltrowany przez jego emocje. Tak powstają jego fotografie. Ni mniej, ni więcej.